Ten wpis kierowany jest do wszystkich osób, które w ramach urlopu chciałyby zapuścić się dalej niż do Międzyzdrojów, ale mają obawy, że logistyka ich przerośnie. Zdecydowanie odpuść sobie dalsze czytanie, jeśli dotyczy Cię jeden z poniższych punktów:
jesteś blogerem podróżniczym i w ciągu ostatnich 5 lat odwiedziłeś przynajmniej 25 różnych krajów. Z takim dorobkiem uznasz, że w dupie byliśmy i gówno widzieliśmy byłeś już Kambodży, Laosie i na Fidżi, a w wieku 16 lat zjechałeś pół Europy autostopem. Uznasz, że nasz plan jest zbyt drogi i zbyt bezpieczny #nuda
nie wyobrażasz sobie urlopu w hotelu innym niż 5-gwiazdkowy, niedzieli bez obiadu w atelier u Amaro i zakupów w Harodsie. Uznasz, że nasz plan jest zbyt plebejski
Czytaj dalej, jeśli należysz do grona osób, które rok w rok jeżdżą na wakacje z Itaką, ale nie masz już tego funu, co za pierwszym razem — deptak w Sharm el Sheik znasz lepiej niż własne osiedle, czujesz mdłości na samą myśl o monotonnym jedzeniu i paskudnych drinach w ramach All Inclusive, których nie da się wypić bez zalania litrem coli. Proponujemy odmianę. Wakacje w podobnej cenie (budżet porównywalny z 2-tygodniowym turnusem z biura podróży), ale ze zdecydowanie większą ilością atrakcji i autentycznymi wspomnieniami — nie będziesz zamknięty w hotelu i infrastrukturze stworzonej specjalnie dla i pod turystów, wyjdziesz do ludzi i poznasz nową kulturę, która całkowicie wykręci Twój światopogląd. Naszą propozycją jest Tajlandia, czyli ulubiona destynacja PigOut’owej ekipy.
P.S. Z tym znudzeniem Egiptem trochę świrujemy. Jeszcze na tyle, że odpłynęliśmy, żeby gardzić jakąkolwiek podróżą, ale chcemy przez to powiedzieć, że niektóre miejscówki są przekłamane, jak cycki Dody (chociaż to złe porównanie, każdy chciałby się nimi pobawić. W każdym razie wiecie, co mam na myśli. Przynajmniej taką mam nadzieję).
Poniższy scenariusz został przetestowany na (naszych) żywych organizmach i sprawdził się lepiej niż tego oczekiwaliśmy. Plan jest następujący: bierzesz dwu-, lub jeszcze lepiej trzytygodniowy urlop i spędzasz go na wyspie Phuket, zahaczając po drodze o Bangkok. Oczywiście, zaraz pojawią się głosy, że ta propozycja nie jest dla prawdziwych podróżników tylko dla turystów, bo który szanujący się globtroter jeździ na Phuket? #komercja. Przecież do Tajlandii jeździ się po to, żeby chodzić po dżungli, szukać świątyń ukrytych w krzaczorach i plaż, na które dostać można się tylko od strony morza, co nie? Cóż mogę powiedzieć? Staramy się nie popadać w podróżniczy faszyzm i najlepiej czujemy się idąc na kompromis, trochę zwiedzenia i trochę więcej opierdalingu na plaży. Przy takim nastawieniu, plan sprawdza się idealnie. Kiedy i od czego zacząć? Najlepszy czas na wakacje w Tajlandii to okres listopad — kwiecień, kiedy w Polsce zaczyna właśnie piździć, tudzież piździ już w najlepsze — za oknem szaro, buro i nakurwia śnieg. W tym samym czasie w Tajlandii trwa lato, temperatura powietrza oscyluje wokół 30 stopni, woda w morzu jest ciepła jak Michał Pieróg, a ilość pochmurnych dni w ciągu miesiąca można zliczyć na palcach u jednej ręki. Ok, skoro wiemy już “kiedy” to czas powiedzieć “jak”. Pierwszą sprawą, którą musimy ogarnąć jest oczywiście transport.
Loty Żeby znaleźć lot w sensownej cenie (poniżej 2tyś od osoby w dwie strony, albo jeszcze lepiej poniżej 1,8 tyś) zapisujemy się do newslettera kilku serwisów zajmujących się tanim lataniem: Fly4Free, Flipo, Loter, Mleczne podróże. Na tych portalach, średnio raz w tygodniu pojawiają się okazyjne oferty lotów do Tajlandii. Jako, że jesteśmy wygodni, szukamy lotów bezpośrednio z/do naszego miasta. Niestety, jeśli ktoś mieszka w Koziej Wólce, będzie miał trudniej. Dwa lata temu za lot na trasie Praga-Kuala Lumpur (tak, wtedy byliśmy jeszcze młodzi i napaleni, więc chciało nam się jechać Polskim Busem na lotnisko aż do Pragi) –Bangkok-Warszawa, zapłaciliśmy 1820 PLN. Z kolei w zeszłym roku wykręciliśmy mega deal, płacąc za lot Warszawa-Amsterdam-Bangkok-Manila-Dubaj-Rzym-Warszawa, 1772 PLN, a jak od tego odliczymy 800 ojro odszkodowania z tytułu przesadzenia do innego samolotu, to już w ogóle wychodzi na to, że lecieliśmy praktycznie za darmochę. W tym roku trasę Warszawa-Bangkok-Warszawa udało się wyszarpać za 1868 PLN, czyli niby trochę drożej, ale w zamian mamy wygodniejsze połączenie liniami Qatar Airways #nabogato, bez zbędnych przesiadek. Z moich obserwacji wynika, że na chwilę obecną najtańsze połączenia z Tajlandią oferuje ukraińska linia lotnicza, Ukraine International Airlines, chociaż osobiście nigdy nie braliśmy jej pod uwagę, ze względu na przelot nad terytorium Ukrainy i Rosji. Nie musicie jednak przejmować się naszymi lękami, jeśli niestraszne wam bliskie spotkania z rakietą wyrzutni BUK, walcie jak w dym. Cenowo lepszej opcji nie znajdziecie, ok 1600 PLN.
Od kilku lat obywatele naszego wspaniałego kraju, wjeżdżając do Tajlandii, nie muszą starać się o wizę (o ile wasz pobyt nie będzie dłuższy niż 30 dni), więc jeden problem mamy z grzywki #lepszysortpodróżników. Kolejny lot, który musimy zarezerwować to przeskok z Bangkoku na Phuket. PigOut jest zwolennikiem rezerwowania wszelkich lotów wcześniej, jednak jeśli macie w sobie żyłkę hazardzisty, jara was życie na krawędzi i nie patrzycie na koszty, taki lot równie dobrze możecie klepnąć będąc już w Tajlandii. Prawdopodobnie będzie drożej, ale pozwoli wam też na większą elastyczność. Z Bangkoku na Phuket lata dziennie kilkanaście samolotów różnych linii, więc na pewno znajdziecie jakieś wolne miejsca. Liniami Air Asia, lot w dwie strony, na trasie Bangkok-Phuket, można kupić już za 30 EUR od osoby. W cenę wliczony jest bagaż do 10 kg, większy lub dodatkowy bagaż jest płatny osobno (od 30 zł za sztukę — dokładna rozpiska poniżej. 10 THB = 1 zł, więc jak przeliczanie na złotówki, ucinacie jedno zero i na odwrót w przypadku tajskich bathów).W sytuacji, gdy planujecie wyjazd z dużym wyprzedzeniem, warto na bieżąco monitorować ofertę Air Asia. Kilka razy w roku mają promocje, podczas których, ceny biletów zaczynają się od 1 dolara. Nam udało się ustrzelić takie promo dwa lata temu w sierpniu. Noclegi Nasz scenariusz zakłada 4-dniowy pobyt w Bangkoku (na początku lub na końcu wyjazdu) i 10 dni (9 noclegów) na wyspie Phuket. Jeśli planujecie krótszy / dłuższy pobyt, musicie przekalkulować ceny dla swojej opcji, używając liczydła, patyczków czy co tam macie pod ręką. W Bangkoku od dwóch lat śpimy w hotelu Rambuttri Village Inn & Plaza. Może nie jest to najtańszy i najlepszy nocleg w mieście, ale ta miejscówka ma tak dużo zalet, że zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia i nawet nie próbujemy szukać niczego innego. Hotel znajduje się w samiuśkim centrum nocnego życia Bangkoku, tuż przy ulicy Khao San, i oferuje wszystko co potrzebne, aby urządzić epicki PigOut: tanie żarcie, sklepy, atrakcje i dobry transport do innych części miasta. Dodatkowo, w cenie noclegu możemy korzystać z hotelowego basenu, a uwierzcie mi na słowo, leżakowanie nad basenem to jedyna opcja, żeby przetrwać upalne poranki w Bangkoku i nie umrzeć z gorąca. Noclegi rezerwujemy przez booking.com. Cena około 70 PLN za osobę/noc w dwuosobowym pokoju z łazienką i śniadaniem. Taniej niż na Bałtykiem. Z hotelu na lotnisko dojedziecie autobusem i metrem lub (jak #burżuj) taksówką. Cena za taksówkę ok. 400 THB za dwie osoby w jedną stronę (wliczając opłatę za autostradę). Z kolei na Phuket przetestowaliśmy dwa nisko budżetowe hotele: Arch Club Hotel i Troy Guest House. Oba zlokalizowane w cichej okolicy, więc nie ma problemu z tłumem pijanych Rosjan hałasujących pod oknami, ale wystarczająco blisko, żeby po 15-minutowym spacerku dotrzeć do plaży Patong Beach (największej i najbardziej znanej na wyspie). Arch Club Hotel oferuje samoobsługowe śniadania (tosty z dżemorem, kawę i herbatę), wypożyczalnię skuterów i pomoc w organizowaniu wycieczek na inne wyspy. Cena ok. 50 PLN za osobę/noc. Troy Guest House jest jeszcze bliżej plaży i znajduje się zaraz obok nocnego targu z jedzeniem, czyli najlepszego miejsca na wyżerkę na całej wyspie i w ogóle najlepszego miejsca na świecie #przezżołądekdoserca. Cena ok. 45 PLN za osobę/noc. Oba hotele oferują też transport z/na lotnisko w cenie ok. 600 THB za dwie osoby w jedną stronę. Żarcie W czasie naszych wyjazdów, jak ognia unikamy knajp ze srebrnymi sztućcami i śnieżnobiałymi obrusami. Jemy tam gdzie lokalsi, co w Tajlandii oznacza jedzenie na ulicy. Uwierzcie mi na słowo, nigdzie nie dostaniecie tak dobrych owoców morza, jak na nocnym targu przy Patong Beach, i tak dobrego pad thaia, jak w budzie na China Town w Bangkoku. Do większości miejsc, w których jedliśmy w Tajlandii, nigdy nie zaglądała inspekcja Sanepidu, co więcej, połowa z tych „restauracji” nie posiada nawet dostępu do bieżącej wody, więc naczynia zmywają w misce z wodą, ale who cares? Cejrowski powiedział kiedyś w swoim programie, że wszystkie garkuchnie, w których jedzą lokalsi to dobre i bezpieczne garkuchnie. Dlatego, nie bójcie się próbować niczego, czego próbują miejscowi, a do listy “obowiązkowych rzeczy do zaliczenia”, dodajcie odwiedziny na dwóch bazarkach z żarciem przy Patong Beach: W Bangkoku, najlepsze jedzenie znajdziecie na straganach wzdłuż Khao San Road i oczywiście w China Town. Przykładowe ceny: • puszka coli/ innego napoju kupiona na plaży 30–40 THB • cola 0.5 l kupiona w sklepie 17 THB • piwo w sklepie 35 THB puszka • piwo w knajpie 70–90 THB butelka 0.5 l • owoce (obrane, pokrojone, sprzedawane w woreczkach– gotowe do jedzenia) 20–30 THB • szaszłyki z grilla 17–20 THB za sztukę • obiad dla dwóch osób w małej knajpce (bez alkoholu) 200 THB • lody w kokosie 65 THB • sajgonki na straganie na targu 10–20 THB za sztukę • Pad Thai na straganie 50–100 THB • szejki owocowe 35–50 THB Jedyne czego powinniście unikać w czasie wizyty w Tajlandii, to jedzenie w fast foodowych sieciówkach. Fast food w Tajlandii jest tak samo ekskluzywny, jak sushi w Polsce. Zestaw w Maczku lub kanapka w Burger Kingu kosztują tyle, co całodniowe wyżywienie „na ulicy” (440 THB za dwie kanapeczki w Burger Kingu #rozbój). Zwiedzanie i atrakcje W Bangkoku mieści się pewnie jakieś kilka tysięcy świątyń i jeszcze więcej pomniczków Buddy. Nie ma szans żeby zobaczyć je wszystkie w ciągu 4 dni (pewnie tak samo nierealne jest to w ciągu 4 miesięcy), dlatego skupmy się na najważniejszej kwestii, czyli na odpoczynku. Średnia temperatura powietrza w okresie luty — marzec to jakieś 35 stopni, do tego wysoka wilgotność powietrza i wszechobecny smog, więc nikt o zdrowych zmysłach nie będzie w takich warunkach zwiedzał miasta od samego rana. Nasz sprawdzony sposób na Bangkok to śniadanie, relaks na basenie i wyjście na miasto dopiero po godzinie 15. Szybkie zwiedzanie atrakcji, do których można dostać się po taniości, a najlepiej za darmoszkę #kuźniar i jako ukoronowanie dnia, wieczorna rozpusta na mieście.
Obowiązkowo do zwiedzenia:
Wat Arum — Świątynia Świtu. Położona na przeciwległym brzegu Bangkoku, więc przy okazji zaliczycie przeprawę promem (bilet 3 THB w jedną stronę). Wstęp do świątyni kosztuje 100 THB. Pamiętajcie, żeby nie wybierać się na zwiedzanie świątyni w szpilkach :), bo aby dotrzeć na sam szczyt budynku i podziwiać panoramę miasta, trzeba zaliczyć dosyć strome schody.
Śpiący Budda w Wat Pho. Ogromny posąg (46 metrów długi i 15 metrów wysoki), przedstawiający Buddę wstępującego w stan nirwany. Do tego bardzo przyjemny i fotogeniczny kompleks mniejszych świątyń, na terenie którego działa również szkoła tajskiego masażu. Bilet wstępu 100–200 THB. Można tu dotrzeć spacerkiem z Khao San Road albo podjechać tuk-tukiem za ok 20–50 THB.
China Town. Największe skupisko garkuchni, knajpek i straganów z najlepszym chińskim i tajskim żarciem ever. Nic tylko siedzieć, jeść i pić. Dojedziecie tu z Khao San Road tuk-tukiem za ok 50 THB. Jeśli szukacie ekstremalnych atrakcji, w niewielkiej odległości znajduje się Sathorn Unique Tower, opuszczony wieżowiec z kozackim widokiem na panoramę Bangkoku, o którym więcej pisaliśmy tutaj: Bangkok na nielegalu. Atrakcja tylko dla osób o stalowych nerwach
jesteś blogerem podróżniczym i w ciągu ostatnich 5 lat odwiedziłeś przynajmniej 25 różnych krajów. Z takim dorobkiem uznasz, że w dupie byliśmy i gówno widzieliśmy
byłeś już Kambodży, Laosie i na Fidżi, a w wieku 16 lat zjechałeś pół Europy autostopem. Uznasz, że nasz plan jest zbyt drogi i zbyt bezpieczny #nuda
nie wyobrażasz sobie urlopu w hotelu innym niż 5-gwiazdkowy, niedzieli bez obiadu w atelier u Amaro i zakupów w Harodsie. Uznasz, że nasz plan jest zbyt plebejski
Czytaj dalej, jeśli należysz do grona osób, które rok w rok jeżdżą na wakacje z Itaką, ale nie masz już tego funu, co za pierwszym razem — deptak w Sharm el Sheik znasz lepiej niż własne osiedle, czujesz mdłości na samą myśl o monotonnym jedzeniu i paskudnych drinach w ramach All Inclusive, których nie da się wypić bez zalania litrem coli. Proponujemy odmianę. Wakacje w podobnej cenie (budżet porównywalny z 2-tygodniowym turnusem z biura podróży), ale ze zdecydowanie większą ilością atrakcji i autentycznymi wspomnieniami — nie będziesz zamknięty w hotelu i infrastrukturze stworzonej specjalnie dla i pod turystów, wyjdziesz do ludzi i poznasz nową kulturę, która całkowicie wykręci Twój światopogląd. Naszą propozycją jest Tajlandia, czyli ulubiona destynacja PigOut’owej ekipy.
P.S. Z tym znudzeniem Egiptem trochę świrujemy. Jeszcze na tyle, że odpłynęliśmy, żeby gardzić jakąkolwiek podróżą, ale chcemy przez to powiedzieć, że niektóre miejscówki są przekłamane, jak cycki Dody (chociaż to złe porównanie, każdy chciałby się nimi pobawić. W każdym razie wiecie, co mam na myśli. Przynajmniej taką mam nadzieję).
Poniższy scenariusz został przetestowany na (naszych) żywych organizmach i sprawdził się lepiej niż tego oczekiwaliśmy. Plan jest następujący: bierzesz dwu-, lub jeszcze lepiej trzytygodniowy urlop i spędzasz go na wyspie Phuket, zahaczając po drodze o Bangkok. Oczywiście, zaraz pojawią się głosy, że ta propozycja nie jest dla prawdziwych podróżników tylko dla turystów, bo który szanujący się globtroter jeździ na Phuket? #komercja. Przecież do Tajlandii jeździ się po to, żeby chodzić po dżungli, szukać świątyń ukrytych w krzaczorach i plaż, na które dostać można się tylko od strony morza, co nie? Cóż mogę powiedzieć? Staramy się nie popadać w podróżniczy faszyzm i najlepiej czujemy się idąc na kompromis, trochę zwiedzenia i trochę więcej opierdalingu na plaży. Przy takim nastawieniu, plan sprawdza się idealnie.
Kiedy i od czego zacząć?
Najlepszy czas na wakacje w Tajlandii to okres listopad — kwiecień, kiedy w Polsce zaczyna właśnie piździć, tudzież piździ już w najlepsze — za oknem szaro, buro i nakurwia śnieg. W tym samym czasie w Tajlandii trwa lato, temperatura powietrza oscyluje wokół 30 stopni, woda w morzu jest ciepła jak Michał Pieróg, a ilość pochmurnych dni w ciągu miesiąca można zliczyć na palcach u jednej ręki. Ok, skoro wiemy już “kiedy” to czas powiedzieć “jak”. Pierwszą sprawą, którą musimy ogarnąć jest oczywiście transport.
Loty
Żeby znaleźć lot w sensownej cenie (poniżej 2tyś od osoby w dwie strony, albo jeszcze lepiej poniżej 1,8 tyś) zapisujemy się do newslettera kilku serwisów zajmujących się tanim lataniem: Fly4Free, Flipo, Loter, Mleczne podróże. Na tych portalach, średnio raz w tygodniu pojawiają się okazyjne oferty lotów do Tajlandii. Jako, że jesteśmy wygodni, szukamy lotów bezpośrednio z/do naszego miasta. Niestety, jeśli ktoś mieszka w Koziej Wólce, będzie miał trudniej. Dwa lata temu za lot na trasie Praga-Kuala Lumpur (tak, wtedy byliśmy jeszcze młodzi i napaleni, więc chciało nam się jechać Polskim Busem na lotnisko aż do Pragi) –Bangkok-Warszawa, zapłaciliśmy 1820 PLN. Z kolei w zeszłym roku wykręciliśmy mega deal, płacąc za lot Warszawa-Amsterdam-Bangkok-Manila-Dubaj-Rzym-Warszawa, 1772 PLN, a jak od tego odliczymy 800 ojro odszkodowania z tytułu przesadzenia do innego samolotu, to już w ogóle wychodzi na to, że lecieliśmy praktycznie za darmochę. W tym roku trasę Warszawa-Bangkok-Warszawa udało się wyszarpać za 1868 PLN, czyli niby trochę drożej, ale w zamian mamy wygodniejsze połączenie liniami Qatar Airways #nabogato, bez zbędnych przesiadek. Z moich obserwacji wynika, że na chwilę obecną najtańsze połączenia z Tajlandią oferuje ukraińska linia lotnicza, Ukraine International Airlines, chociaż osobiście nigdy nie braliśmy jej pod uwagę, ze względu na przelot nad terytorium Ukrainy i Rosji. Nie musicie jednak przejmować się naszymi lękami, jeśli niestraszne wam bliskie spotkania z rakietą wyrzutni BUK, walcie jak w dym. Cenowo lepszej opcji nie znajdziecie, ok 1600 PLN.
Od kilku lat obywatele naszego wspaniałego kraju, wjeżdżając do Tajlandii, nie muszą starać się o wizę (o ile wasz pobyt nie będzie dłuższy niż 30 dni), więc jeden problem mamy z grzywki #lepszysortpodróżników.
Kolejny lot, który musimy zarezerwować to przeskok z Bangkoku na Phuket. PigOut jest zwolennikiem rezerwowania wszelkich lotów wcześniej, jednak jeśli macie w sobie żyłkę hazardzisty, jara was życie na krawędzi i nie patrzycie na koszty, taki lot równie dobrze możecie klepnąć będąc już w Tajlandii. Prawdopodobnie będzie drożej, ale pozwoli wam też na większą elastyczność. Z Bangkoku na Phuket lata dziennie kilkanaście samolotów różnych linii, więc na pewno znajdziecie jakieś wolne miejsca. Liniami Air Asia, lot w dwie strony, na trasie Bangkok-Phuket, można kupić już za 30 EUR od osoby. W cenę wliczony jest bagaż do 10 kg, większy lub dodatkowy bagaż jest płatny osobno (od 30 zł za sztukę — dokładna rozpiska poniżej. 10 THB = 1 zł, więc jak przeliczanie na złotówki, ucinacie jedno zero i na odwrót w przypadku tajskich bathów).W sytuacji, gdy planujecie wyjazd z dużym wyprzedzeniem, warto na bieżąco monitorować ofertę Air Asia. Kilka razy w roku mają promocje, podczas których, ceny biletów zaczynają się od 1 dolara. Nam udało się ustrzelić takie promo dwa lata temu w sierpniu.
Noclegi
Nasz scenariusz zakłada 4-dniowy pobyt w Bangkoku (na początku lub na końcu wyjazdu) i 10 dni (9 noclegów) na wyspie Phuket. Jeśli planujecie krótszy / dłuższy pobyt, musicie przekalkulować ceny dla swojej opcji, używając liczydła, patyczków czy co tam macie pod ręką. W Bangkoku od dwóch lat śpimy w hotelu Rambuttri Village Inn & Plaza. Może nie jest to najtańszy i najlepszy nocleg w mieście, ale ta miejscówka ma tak dużo zalet, że zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia i nawet nie próbujemy szukać niczego innego. Hotel znajduje się w samiuśkim centrum nocnego życia Bangkoku, tuż przy ulicy Khao San, i oferuje wszystko co potrzebne, aby urządzić epicki PigOut: tanie żarcie, sklepy, atrakcje i dobry transport do innych części miasta. Dodatkowo, w cenie noclegu możemy korzystać z hotelowego basenu, a uwierzcie mi na słowo, leżakowanie nad basenem to jedyna opcja, żeby przetrwać upalne poranki w Bangkoku i nie umrzeć z gorąca. Noclegi rezerwujemy przez booking.com. Cena około 70 PLN za osobę/noc w dwuosobowym pokoju z łazienką i śniadaniem. Taniej niż na Bałtykiem. Z hotelu na lotnisko dojedziecie autobusem i metrem lub (jak #burżuj) taksówką. Cena za taksówkę ok. 400 THB za dwie osoby w jedną stronę (wliczając opłatę za autostradę).
Z kolei na Phuket przetestowaliśmy dwa nisko budżetowe hotele: Arch Club Hotel i Troy Guest House. Oba zlokalizowane w cichej okolicy, więc nie ma problemu z tłumem pijanych Rosjan hałasujących pod oknami, ale wystarczająco blisko, żeby po 15-minutowym spacerku dotrzeć do plaży Patong Beach (największej i najbardziej znanej na wyspie). Arch Club Hotel oferuje samoobsługowe śniadania (tosty z dżemorem, kawę i herbatę), wypożyczalnię skuterów i pomoc w organizowaniu wycieczek na inne wyspy. Cena ok. 50 PLN za osobę/noc. Troy Guest House jest jeszcze bliżej plaży i znajduje się zaraz obok nocnego targu z jedzeniem, czyli najlepszego miejsca na wyżerkę na całej wyspie i w ogóle najlepszego miejsca na świecie #przezżołądekdoserca. Cena ok. 45 PLN za osobę/noc. Oba hotele oferują też transport z/na lotnisko w cenie ok. 600 THB za dwie osoby w jedną stronę.
Żarcie
W czasie naszych wyjazdów, jak ognia unikamy knajp ze srebrnymi sztućcami i śnieżnobiałymi obrusami. Jemy tam gdzie lokalsi, co w Tajlandii oznacza jedzenie na ulicy. Uwierzcie mi na słowo, nigdzie nie dostaniecie tak dobrych owoców morza, jak na nocnym targu przy Patong Beach, i tak dobrego pad thaia, jak w budzie na China Town w Bangkoku. Do większości miejsc, w których jedliśmy w Tajlandii, nigdy nie zaglądała inspekcja Sanepidu, co więcej, połowa z tych „restauracji” nie posiada nawet dostępu do bieżącej wody, więc naczynia zmywają w misce z wodą, ale who cares? Cejrowski powiedział kiedyś w swoim programie, że wszystkie garkuchnie, w których jedzą lokalsi to dobre i bezpieczne garkuchnie. Dlatego, nie bójcie się próbować niczego, czego próbują miejscowi, a do listy “obowiązkowych rzeczy do zaliczenia”, dodajcie odwiedziny na dwóch bazarkach z żarciem przy Patong Beach:
W Bangkoku, najlepsze jedzenie znajdziecie na straganach wzdłuż Khao San Road i oczywiście w China Town.
Przykładowe ceny:
• puszka coli/ innego napoju kupiona na plaży 30–40 THB
• cola 0.5 l kupiona w sklepie 17 THB
• piwo w sklepie 35 THB puszka
• piwo w knajpie 70–90 THB butelka 0.5 l
• owoce (obrane, pokrojone, sprzedawane w woreczkach– gotowe do jedzenia) 20–30 THB
• szaszłyki z grilla 17–20 THB za sztukę
• obiad dla dwóch osób w małej knajpce (bez alkoholu) 200 THB
• lody w kokosie 65 THB
• sajgonki na straganie na targu 10–20 THB za sztukę
• Pad Thai na straganie 50–100 THB
• szejki owocowe 35–50 THB
Jedyne czego powinniście unikać w czasie wizyty w Tajlandii, to jedzenie w fast foodowych sieciówkach. Fast food w Tajlandii jest tak samo ekskluzywny, jak sushi w Polsce. Zestaw w Maczku lub kanapka w Burger Kingu kosztują tyle, co całodniowe wyżywienie „na ulicy” (440 THB za dwie kanapeczki w Burger Kingu #rozbój).
Zwiedzanie i atrakcje
W Bangkoku mieści się pewnie jakieś kilka tysięcy świątyń i jeszcze więcej pomniczków Buddy. Nie ma szans żeby zobaczyć je wszystkie w ciągu 4 dni (pewnie tak samo nierealne jest to w ciągu 4 miesięcy), dlatego skupmy się na najważniejszej kwestii, czyli na odpoczynku. Średnia temperatura powietrza w okresie luty — marzec to jakieś 35 stopni, do tego wysoka wilgotność powietrza i wszechobecny smog, więc nikt o zdrowych zmysłach nie będzie w takich warunkach zwiedzał miasta od samego rana. Nasz sprawdzony sposób na Bangkok to śniadanie, relaks na basenie i wyjście na miasto dopiero po godzinie 15. Szybkie zwiedzanie atrakcji, do których można dostać się po taniości, a najlepiej za darmoszkę #kuźniar i jako ukoronowanie dnia, wieczorna rozpusta na mieście.
Obowiązkowo do zwiedzenia:
Wat Arum — Świątynia Świtu. Położona na przeciwległym brzegu Bangkoku, więc przy okazji zaliczycie przeprawę promem (bilet 3 THB w jedną stronę). Wstęp do świątyni kosztuje 100 THB. Pamiętajcie, żeby nie wybierać się na zwiedzanie świątyni w szpilkach :), bo aby dotrzeć na sam szczyt budynku i podziwiać panoramę miasta, trzeba zaliczyć dosyć strome schody.
Śpiący Budda w Wat Pho. Ogromny posąg (46 metrów długi i 15 metrów wysoki), przedstawiający Buddę wstępującego w stan nirwany. Do tego bardzo przyjemny i fotogeniczny kompleks mniejszych świątyń, na terenie którego działa również szkoła tajskiego masażu. Bilet wstępu 100–200 THB. Można tu dotrzeć spacerkiem z Khao San Road albo podjechać tuk-tukiem za ok 20–50 THB.
China Town. Największe skupisko garkuchni, knajpek i straganów z najlepszym chińskim i tajskim żarciem ever. Nic tylko siedzieć, jeść i pić. Dojedziecie tu z Khao San Road tuk-tukiem za ok 50 THB. Jeśli szukacie ekstremalnych atrakcji, w niewielkiej odległości znajduje się Sathorn Unique Tower, opuszczony wieżowiec z kozackim widokiem na panoramę Bangkoku, o którym więcej pisaliśmy tutaj: Bangkok na nielegalu. Atrakcja tylko dla osób o stalowych nerwach